Budzimy się rano, słonko świeci, za zimno na rower, ale decyzja zapada szybko: dziś nie jest dzień na siedzenie w domu. A skoro Pan właśnie naładował “kikuty” (czyli wykrywacze metali) po zimowym śnie, to decyzja mogła być tylko jedna: ruszamy na poszukiwania skarbów! Gdzie? Nad Jezioro Nyskie, bo jak wiadomo, gdzie woda i plaża, tam szansa na wielkie odkrycia!

Legalne poszukiwania, czyli jak się nie narobić, a nie wpakować w kłopoty

Zanim jednak opowiemy Wam, co wyłowiliśmy (a raczej wykopaliśmy), trochę poważnych informacji. W Polsce używanie wykrywaczy metali jest legalne, ale… no właśnie, ALE. Jeśli chcesz poszukiwać przedmiotów zabytkowych albo archeologicznych, musisz mieć zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków. W praktyce: jeśli liczysz na pierścień z czasów Piastów albo topór wikinga – lepiej wcześniej napisz odpowiedni wniosek.

Natomiast jeśli chodzi o takie plażowe polowania na monety, biżuterię czy zgubione kapsle – na terenach prywatnych potrzebna jest zgoda właściciela, a na terenach publicznych najlepiej upewnić się w urzędzie, że nie wkraczasz w strefy objęte ochroną archeologiczną. Jezioro Nyskie? Tutaj spokojnie – plaża nie jest stanowiskiem archeologicznym, więc bezpiecznie mogliśmy machać “kikutami”, nie wzywając żadnej straży.

Aha, i jeszcze jedno: jeśli przypadkiem znajdziesz coś naprawdę cennego, jak np. srebrną monetę sprzed wieków, masz obowiązek zgłosić to odpowiednim służbom. Ale spoko, nasz łup raczej nie zasługiwał na interwencję.

Skarby jeziora Nyskiego

W teorii wyobrażaliśmy sobie, że wrócimy do domu z pełnymi kieszeniami złotych sygnetów, kolczyków i może jakąś starożytną monetą na dokładkę. W praktyce… no cóż. Po godzinie plażowej eksploracji mogliśmy śmiało otwierać własną fabrykę kapsli.

Bilans:
• kilkanaście kapsli po piwie,
• zardzewiałe gwoździe (przynajmniej posprzątaliśmy!),
• 5 zł i 21 groszy w drobniakach!

Złoto i srebro się nie znalazło, ale satysfakcja – bezcenna! A dodatkowo – plaża bez kapsli = bezpieczniejsze miejsce na letnie wypady. Ekologia + przygoda = wagary na medal!

Czas na ucztę! Ścibórz i kuchnia polsko-libańska

Po takim wysiłku zasłużyliśmy na coś pysznego. Z plaży ruszyliśmy w stronę Ściborza, gdzie od dłuższego czasu przy drodze stoi restauracja z kuchnią polsko-libańską “Smacznego”. Testowane zostało tam kiedyś klasyczne polskie jadło i było naprawdę smacznie, więc uznaliśmy: czas na egzotykę!

Na początek zamówiliśmy domową zupę gulaszową – porcja gigant, bo litr za 16 zł przyniesiono nam w małej wazie, którą spokojnie można było podzielić na dwie osoby. Smak? Klasyka – gorąca, treściwa i pachnąca przyprawami. Polskie podniebienia były szczęśliwe.

Potem przyszła kolej na libańskie rarytasy:
• Sambusik – czyli pierożki nadziewane mięsem. Brzmi nieźle, ale smak… cóż, dla nas za dużo przypraw korzennych i dziwnych ziół.
• Kebby faszerowane – coś na kształt mięsnych kulek, podanych z frytkami i miksem kiszonych warzyw. I tutaj znowu – chociaż uwielbiamy polskie ogórki kiszone i kapustę, to libańskie kiszonki były dla nas trochę… za egzotyczne.

Podsumowując: polska kuchnia w Ściborzu? Bierzcie śmiało! Libańska? Jeśli kochacie intensywne przyprawy i egzotyczne smaki – spróbujcie. Ale jeśli wasze podniebienie woli swojską kuchnię babci – może lepiej zamówić zupę.

Zwiedzanie Fortu Prusy

Po obiedzie trzeba było jakoś spalić te kalorie, więc ruszyliśmy zwiedzać Fort Prusy w Nysie. To monumentalna, XVIII-wieczna fortyfikacja, część całego systemu obronnego miasta. Masywne bastiony, głębokie fosy, podziemia pełne tajemnic… Choć czas nie oszczędził murów, to fort nadal robi wrażenie! Aktualnie opiekuje się nim Stowarzyszenie “Harmonia w Chaosie”, które organizuje zwiedzanie, eventy i warsztaty. Warto zajrzeć – zwłaszcza jeśli lubicie miejsca z duszą.

Finał – kawusia i baklawa

Na koniec naszych wagarów zatrzymaliśmy się przy boisku lokalnego LZSu. Przy boisku wypiliśmy pyszną, świeżo zaparzoną kawusię i wyciągnęliśmy kupioną wcześniej baklawę – słodką bombę z orzechami i miodem. Wagary udane a dzień wykorzystany w 100%.


Jeśli marzycie o dniu pełnym śmiechu, poszukiwań, dobrego jedzenia (no, przynajmniej częściowo) i fajnej atmosfery – łapcie za “kikuty” i ruszajcie w teren! Jezioro Nyskie, plaża, forty, Ścibórz – to przepis na wagary idealne.

A kolejne przygody? Już za momencik!