Czasem życie (trochę) dorosłych wymaga odrobiny szaleństwa. Kiedy więc pojawiła się okazja do wagarów, postanowiliśmy uciec od rutyny i wybrać się do… Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie. Ale nie byłoby w tym nic ekscytującego, gdybyśmy nie dodali do tej wyprawy odrobiny udziwnienia, czyli – rowerów i pociągu.

Kombinowana logistyka

Plan był prosty, choć wykonanie przypominało motoryzacyjno-kolejowy rajd przez południową Polskę. Trochę mąż – zapalony rowerzysta – zadecydował, że pojedzie do Oławy na dwóch kółkach. Trochę żona – entuzjastka mniej męczących środków transportu – zapakowała rower do pociągu i ruszyła szynami, by połączyć siły dopiero na miejscu. Czy to dowód na różnice w podejściu do życia? Być może. Ale efekt końcowy był wart każdego wysiłku – niewygody jazdy ściśniętej w zatłoczonym pociągu i pedałowania poprzez błota i chaszcze, by zdobyć niezdobyte dotąd kwadraty.

Wena – perełka motoryzacji

Muzeum Motoryzacji Wena to miejsce, które zachwyci każdego, od fana czterech kółek po osoby, które samochody odróżniają głównie po kolorze. Znajduje się ono w zabytkowej hali, a jego wnętrze kryje prawdziwe cuda techniki – od eleganckich zabytkowych aut po motocykle, które niejednego wujka na weselu przyprawiłyby o łzę wzruszenia przez pamiątki z okresu PRL.

Na miejscu przywitały nas nie tylko piękne pojazdy, ale i pasjonująca atmosfera. Niektóre eksponaty wyglądają jakby właśnie opuściły plan filmu z lat 50., inne jakby dopiero co wróciły z rajdu Monte Carlo. Każdy pojazd ma swoją historię, a eksponaty przedstawione są tak, że nawet osoby, które motoryzacją interesują się głównie w kontekście tankowania, oglądają je z zapartym tchem.

Największe perełki muzeum

• Syrena 105 – tak urocza, że można by nazwać ją “dziadkiem Fiata 500”. Wygląda jak marzenie PRL-owskiego dżentelmena i podobno pachnie podobnie, jak w czasach świetności.

• Warszawa M20 – majestatyczna dama w kolorze kości słoniowej, która przypominała nam, że kiedyś limuzyny nie musiały być czarne i ponure.

• Motocykl Junak – bo co to za muzeum motoryzacji bez dwukołowego króla polskich szos? Patrząc na niego, aż chciało się zaśpiewać coś w stylu “Hej, Sokoły!”.

• Trabant kombi – ideał, jeśli marzycie o stylowym aucie na piknik, które przy okazji zmieści koszyk, koc i psa.

• Cale mnóstwo pięknych Fiatów 126p, w wielu wersjach i kolorach – a jednego z nich możecie właściwie pokolorować sami!

Powrót w duecie

Po wizycie w muzeum czas było wrócić do rzeczywistości, czyli do Opola. Tym razem wracaliśmy wspólnie – rowerami, bo przecież wagary wymagają trochę wysiłku, żeby czuć się nieco rozgrzeszonym z tego, że się je zrobiło. Trasa przez pola, łąki, lasy i wiejskie drogi była równie urokliwa, co eksponaty w muzeum, choć po drodze nie obyło się bez potrzeby zmiany gumy i ataku szerszeni (no może nie był to atak, ale z pewnością nieproszone wlatywanie w przestrzeń osobistą!).

Jeśli mielibyśmy coś wynieść z tych wagarów, to:

1. Muzeum Motoryzacji Wena to miejsce, które udowadnia, że historia motoryzacji jest równie fascynująca, co historia sztuki – tylko bardziej hałaśliwa.

2. Łączenie rowerów i pociągów to świetna opcja na ekologiczną i aktywną wycieczkę, choć wymaga dobrej synchronizacji (i wygodnego siodełka).

3. Warto czasem zerwać z rutyną i przypomnieć sobie, że “wagary” nie są zarezerwowane wyłącznie dla uczniów.

Ruszajcie w drogę!

Nie czekajcie, aż znajdziecie wymówkę – spakujcie rower, kupcie bilet na pociąg albo po prostu wskoczcie do samochodu.

A my? My już planujemy kolejne wagary! 🙂